Nie myślę dalej jak dzień, dwa do przodu.
To niebezpieczne, i trudne.
Ale zdaję sobie sprawę z pory roku i cholernego kalendarza.
W kolejności chronologicznej nadchodzi rocznica naszego ślubu, święto zmarłych, urodziny Izy.
Wyzwanie.
Pojawia się sporo obowiązków, które w połączeniu z moim przerostem ambicji i lękami przed rzeczywistością powodują, że jestem totalnie niestabilny emocjonalnie.
Jednego dnia mam siłę i zapał, kolejnego ... nieważne, nic wesołego.
Ambitnie chciałem wylewać tu swoje żale, ale na te żale nie mam czasem sił, czasem czasu.
A Izy ciągle nie ma. I nie będzie.
Ostatnio przypadkiem znalazłem zdjęcia, które robili znajomi. Miałem je pokazać Izie, bo to fotki z wyprawy weekendowej, zapomniałem.
Sam też ich chyba nie obejrzałem. Przeglądam teraz i znajduję nas..
Iza uśmiechnięta.
Tak dawno jej nie widziałem. To już ponad 3 miesiące.
Jeszcze tak niedawno była dla mnie czymś tak realnym i pewnym.
Zawsze w chwilach słabości, podczas bezsennych nocy, myślałem przytulając się do niej: będzie co będzie, mam Izę, jesteśmy razem.
Ne myślałem, że mi jej kiedyś zabraknie.
Iza wiele razy mnie uspakajała, kiedy coś nie szło, albo czegoś się bałem.
Mówiła: Damy sobie radę. Zawsze dawaliśmy.
I nagle tego nie ma. Nie ma nas. Nie mam innego oparcia, innego azylu.
Mija dzień za dniem. A ja już nie wysyłam serduszka na watsapp nikomu ot tak. Takich drobiazgów brak.
Metallica wydaje nową płytę. Słucham na okrągło nowyego kawałka i wiem, że Izie by się spodobał.
Ale już go nie usłyszy.
A przede mną miesiąc rocznic.
I nie mam wyjścia jak dac radę.
jakie to wszystko popieprzone.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą