Coś z najświeższych wiadomości.
Wyobraźcie sobie, że dostałem z NFZ skierowanie do sanatorium do uroczej miejscowości zdrojowej w województwie małopolskim.
O godzinie 5 rano we wczorajszy poniedziałek wpisałem w Yanosika adres docelowy, podłączyłem do telefonu dodatkową ładowarkę i ruszyłem w podróż. Zajechałem na miejsce około południa i zaparkowałem na ulicy przed “obiektem pożądania wielu kulawiaków z pogiętymi kręgosłupami i innymi kosteczkami”. Spojrzałem w stronę pensjonatu i zdębiałem bo oczom mym ukazał się widok ok.50 stromych jak Rysy schodów prowadzących do wejścia do budynku. Rzuciłem chujem, zamknąłem samochód i zacząłem wspinaczkę. Po zaliczeniu ostatniego stopnia i wysapaniu się otworzyłem drzwi wejściowe i znowu, kurwa zdębiałem widząc jeszcze 16 równie stromych schodów do recepcji. No nic, zobaczymy co będzie dalej – pomyślałem i wdrapałem się aby stanąć w kolejce do zakwaterowania. Byłem 8. Zacząłem więc obserwację.
Obserwacja 1 : okazało się, że nie ma terminala do zapłaty kartą za takie usługi jak miejsce w pokoju, taksa klimatyczną, posiłki, telewizor itd.
Tak na oko 58 letnia, brzydka jak noc panienka z recepcji zjebała właśnie jakąś nową kuracjuszkę, krzycząc, że ma zapłacić gotówką, że bankomat jest w centrum (jakieś 1,5 km) i niech wypierdala po pieniądze bo inaczej może wracać do domu. Fajnie ja też miałem ze 200 zł i kartę. Ale co tam. Zaczekamy zobaczymy.
Obserwacja 2: następnej kuracjuszce panienka przekazała numer pokoju ale gdy ta poprosiła o klucz, odwrzeszczała, że na razie trwa sprzątanie i nie wiadomo kiedy się skończy, (może o 18) bo pokoi jest 20 a sprzątaczka tylko 1 więc niech siada na dupie w holu i jej nie wkurwia bo przecież jest zmiana turnusu i każdy debil powinien być na to przygotowany. No i słusznie może przecież taka schorowana krowa pobawić się przez jakiś czas palcami u nogi w ramach gimnastyki.
Obserwacja 3: w międzyczasie zrobiłem wywiad i dowiedziałem się, że z tyłu budynku jest parking dla samochodów osób, które nie skorzystały z usług PKS i z którego jest drugie wejście i to po płaskim na wysokości 1 piętra. Ok dalej windą i jakoś to będzie. Było jakoś - do momentu kiedy klient czekający przede mną poprosił o wykupienie na okres pobytu miejsca parkingowego.
Panienka spojrzała na niego jak na idiotę i odrzekła, żeby się od niej odjebał bo wszystkie miejsca są zajęte. Po raz pierwszy odezwałem się ja pytając grzecznie “ to gdzie ja kurwa mam zostawić samochód?”. “A jedź kutafonie – odpowiedziała równie grzecznie panienka – gdzieś do centrum i se wykup jakiś parking, a potem zapierdalaj z bagażami pod górkę i nie zapomnij cwelu o “kasiorze” z bankomatu bo będziesz jeszcze raz latał”.
Nie wytrzymałem. Powiedziałem, żeby w dupę sobie wsadzili takie wczasy i wróciłem do samochodu, gdzie za wycieraczką znalazłem karteczkę, że teren jest prywatny i żebym stąd też wypierdalał bo mnie odholują.
Wypierdoliłem i o 22:30 przywitałem się z małżonką (miała zajebiście duże oczy), posprawdzałem więc wszystkie szafy czy nikt nam w domu nie przybył a potem otworzyłem zakupioną przed wyjazdem na ewentualny wieczór zapoznawczy z sublokatorem (-ami) flaszkę “Żołądkowej gorzkiej” i uraczyłem się nią do samego dna.
Po czym tylko miałem dzisiaj coś w rodzaju kaca? Wiem, to pewnie ze zmęczenia.
Wyobraźcie sobie, że dostałem z NFZ skierowanie do sanatorium do uroczej miejscowości zdrojowej w województwie małopolskim.
O godzinie 5 rano we wczorajszy poniedziałek wpisałem w Yanosika adres docelowy, podłączyłem do telefonu dodatkową ładowarkę i ruszyłem w podróż. Zajechałem na miejsce około południa i zaparkowałem na ulicy przed “obiektem pożądania wielu kulawiaków z pogiętymi kręgosłupami i innymi kosteczkami”. Spojrzałem w stronę pensjonatu i zdębiałem bo oczom mym ukazał się widok ok.50 stromych jak Rysy schodów prowadzących do wejścia do budynku. Rzuciłem chujem, zamknąłem samochód i zacząłem wspinaczkę. Po zaliczeniu ostatniego stopnia i wysapaniu się otworzyłem drzwi wejściowe i znowu, kurwa zdębiałem widząc jeszcze 16 równie stromych schodów do recepcji. No nic, zobaczymy co będzie dalej – pomyślałem i wdrapałem się aby stanąć w kolejce do zakwaterowania. Byłem 8. Zacząłem więc obserwację.
Obserwacja 1 : okazało się, że nie ma terminala do zapłaty kartą za takie usługi jak miejsce w pokoju, taksa klimatyczną, posiłki, telewizor itd.
Tak na oko 58 letnia, brzydka jak noc panienka z recepcji zjebała właśnie jakąś nową kuracjuszkę, krzycząc, że ma zapłacić gotówką, że bankomat jest w centrum (jakieś 1,5 km) i niech wypierdala po pieniądze bo inaczej może wracać do domu. Fajnie ja też miałem ze 200 zł i kartę. Ale co tam. Zaczekamy zobaczymy.
Obserwacja 2: następnej kuracjuszce panienka przekazała numer pokoju ale gdy ta poprosiła o klucz, odwrzeszczała, że na razie trwa sprzątanie i nie wiadomo kiedy się skończy, (może o 18) bo pokoi jest 20 a sprzątaczka tylko 1 więc niech siada na dupie w holu i jej nie wkurwia bo przecież jest zmiana turnusu i każdy debil powinien być na to przygotowany. No i słusznie może przecież taka schorowana krowa pobawić się przez jakiś czas palcami u nogi w ramach gimnastyki.
Obserwacja 3: w międzyczasie zrobiłem wywiad i dowiedziałem się, że z tyłu budynku jest parking dla samochodów osób, które nie skorzystały z usług PKS i z którego jest drugie wejście i to po płaskim na wysokości 1 piętra. Ok dalej windą i jakoś to będzie. Było jakoś - do momentu kiedy klient czekający przede mną poprosił o wykupienie na okres pobytu miejsca parkingowego.
Panienka spojrzała na niego jak na idiotę i odrzekła, żeby się od niej odjebał bo wszystkie miejsca są zajęte. Po raz pierwszy odezwałem się ja pytając grzecznie “ to gdzie ja kurwa mam zostawić samochód?”. “A jedź kutafonie – odpowiedziała równie grzecznie panienka – gdzieś do centrum i se wykup jakiś parking, a potem zapierdalaj z bagażami pod górkę i nie zapomnij cwelu o “kasiorze” z bankomatu bo będziesz jeszcze raz latał”.
Nie wytrzymałem. Powiedziałem, żeby w dupę sobie wsadzili takie wczasy i wróciłem do samochodu, gdzie za wycieraczką znalazłem karteczkę, że teren jest prywatny i żebym stąd też wypierdalał bo mnie odholują.
Wypierdoliłem i o 22:30 przywitałem się z małżonką (miała zajebiście duże oczy), posprawdzałem więc wszystkie szafy czy nikt nam w domu nie przybył a potem otworzyłem zakupioną przed wyjazdem na ewentualny wieczór zapoznawczy z sublokatorem (-ami) flaszkę “Żołądkowej gorzkiej” i uraczyłem się nią do samego dna.
Po czym tylko miałem dzisiaj coś w rodzaju kaca? Wiem, to pewnie ze zmęczenia.
--
Brak_Sygnaturki