Piękne opowiadanie o polskiej wsi.Było niedzielne popołudnie, gdy do zagrody Michała Zakwasa, laureata konkursu na najlepszego gospodarza w Jałowcach, wjechał samochodem redaktor Dobrych Nowin, Jan Nieradka.
Gdy siedzieli już wygodnie w wiklinowych fotelach, na zadaszonym balkonie, redaktor wyjął z torby mały, mocno sfatygowany dyktafon i poprosił Zakwasa, żeby mu opowiedział jak przebiega jego dzień.
- Jak wygląda mój dzień? – powtórzył pytanie gospodarz. Uśmiech zadowolenia rozlał się po jego okrągłej, ogorzałej od słońca twarzy. – Wstaję ci ja – zaczął powoli – gdy słońce ledwo wyjrzy zza lasu. Ochlapię trochę gębę zimną wodą – przeciągnął dłonią po gładkiej, jak pupcia niemowlęcia brodzie – bo golę się tylko raz w tygodniu, w niedzielę rano. Potem nakarmię i napoję konia, zakurzę papierosa i ogarnę wzrokiem podwórze; wyjdę przed bramę, czasem zagadam z kim, i wracam do chałupy. W tym czasie baba robi śniadanie – uśmiechnął się. Podjem sobie, syny idą do roboty, a ja kurzę drugiego. Nie móc rzucić tygo paskudztwa – na wspomnienie papierosów czoło mu się zmarszczyło jak stare jabłko, gęba skrzywiła jak po „karniaku”. Potem przychodzi szwagier. Moja robi kanapki, a ja wyjmuję z lodówki flaszkę i... zaczynamy dzień.
Po twarzy redaktora przemknął cień niezadowolenia. Wyłączył dyktafon. Zakwas dojrzał ten grymas. Cholera, coś nie tak – pomyślał i zatrwożył się. A tak dobrze mi szło. Zrobił pauzę, nabrał powietrza i pytającym wzrokiem spojrzał na jego nieogoloną brodę.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą