Znamy dostawcę płyty podłogowej do Izery, czyli polskiego samochodu elektrycznego
Dlaczego po 20 latach? Bo w roku 2002 skończyła się produkcja Poloneza. I wiem, to był kundel na podwoziu Fiata, ale za to nadwozie zostało zamówione przez FSO i stworzone przez Polaków i Włochów w Centro Stile Fiat i to z udziałem samego Giugiaro (który według legend sięgnął na półkę z projektami i przedstawił szanownemu gronu gotowca). I z racji tego traktuję go jako ostatni polski samochód osobowy. Reszta to produkty zagranicznych firm samochodowych produkowane lub montowane w Polsce.
Chyba nie ma osoby, która nigdy by nie weszła w posiadanie bandany
– charakterystycznej chusty, taniej niczym podstawowa usługa w
najbardziej speluniastym tajskim domu uciech. Jedni noszą
ją na głowie, inni zawijają ją sobie na nadgarstku, a ja dla tego
przykładu czyszczę nią łańcuch w rowerze, kiedy ten ufajda się
piaskiem. I chociaż ta, zazwyczaj marnej jakości, tkanina całkiem
nam spowszedniała, to jej historia jest dłuższa, niż może się
wam wydawać.
Chociaż utarło się, że to żyjący na początku XX wieku kowboje
rozpoczęli modę na owijanie sobie szyi chustami, to w
rzeczywistości trend ten jest znacznie starszy. Przede wszystkim
uściślijmy, o jakim rodzaju tkaniny mówimy, bo bandana bandanie nierówna. Ta, którą tu omawiamy, to kawałek nędznego materiału w
kształcie kwadratu z naniesionym bardzo specyficznym wzorem.
I to
właśnie ten wzór jest tu istotny.
Motyw,
który widzicie na tej tkaninie to tzw. „boteh” albo też „buta”
– są to ornamenty o perskim rodowodzie. Do Europy tkaniny tak
zdobione trafiły setki lat temu, kiedy to bogaci mieszczanie
wielkich miast zachłysnęli się modą na kaszmirowe szale. Bardzo
często były one pokryte tym właśnie charakterystycznym wzorem.
Według niektórych znawców historii sztuki – przypominające
nerkowce elementy tego ornamentu mają nawiązywać do kwiatów
drzewa cyprysowego, czyli zaratustriańskiego symbolu wieczności.
Jest to motyw bardzo typowy dla dynastii Sasanidów, która
to rządziła Iranem między III a VII wiekiem naszej ery! W
kolejnych stuleciach ten rodzaj zdobienia tkanin stał się tak
popularny, że wręcz stał się
symbolem monarszej władzy w Persji.
Dekorowano nim nie tylko królewskie szaty, ale i korony oraz ubrania
dworskie.
Charakterystyczne
„listki” pojawiały się też na perskich dywanach, obrazach,
modnej biżuterii, a także i rzeźbach. Ornament ten jest tak mocno
„wgryziony” w bliskowschodnią kulturę, że pojawił się nawet
w logotypie Mistrzostw Świata FIFA U-17 Kobiet w 2012 roku, a
azerbejdżańskie linie lotnicze dumnie posługują się elementem
tego wzornictwa w swoim znaku firmowym.
Zaskakujące
jest to, że motyw znany z każdej kupionej na dowolnym
bazarze bandany, mimo swojego perskiego pochodzenia, częściej kojarzony jest pod bardzo angielsko brzmiącą nazwą…
paisley! Jak już
wyżej wspomniałem, takie zdobienie stało się popularne w Europie
za sprawą mody na kaszmirowe tkaniny, które to dzięki Kompani
Wschodnio-indyjskiej trafiły do modnych sklepów na terenie całego
kontynentu. Szczególną popularnością szale sprowadzane z krajów
Bliskiego Wschodu cieszyły się w XVIII-wiecznej Anglii oraz w
Szkocji. Popyt na ten wzór był tak duży, że szybko zaczęto go
nanosić na lokalne wyroby odzieżowe. Prym w tym procederze wiedli
mieszkańcy szkockiego miasta Paisley. Trudno się dziwić –
miejscowość ta była w tamtym czasie stolicą europejskiego rynku
tekstylnego.
To tam mieściła się największa liczba fabryk i
zakładów włókienniczych. Niebawem więc zachodnie sklepy
zapełniły się pięknie zdobionymi tkaninami imitującymi kaszmir.
Były one na tyle tanie, że z łatwością konkurowały ze swymi
szalenie drogimi odpowiednikami zza mórz.
Na
przełomie XIX i XX wieku bandany z tym ornamentem wróciły do łask
w USA, gdzie już dobrych sto lat wcześniej były one noszone przez
chociażby mężczyzn walczących o niepodległość Stanów
Zjednoczonych. Tym razem jednak modne chusty w perskie wzory stały
się elementem politycznych kampanii. Nanoszono bowiem na nie
dodatkowe nadruki wyrażające poparcie dla danego kandydata w
wyborach, a w czasie wojen światowych sprzedawano takie chusty
jako
formę „cegiełki” wspierającej walczących na frontach
żołnierzy.
Na fali tej nowej popularności, bandany już w latach
50. trafiły do świata kina, stając się jednym z podstawowych
elementów wizerunku każdego ekranowego kowboja, a dwie dekady
później nosili je już górnicy oraz robotnicy, którzy za pomocą
tkanin o perskim rodowodzie zasłaniali sobie usta i twarz, aby
chronić je przed pyłem oraz kurzem.
Jako chusty do wiązania
włosów, nosiły je też kobiety pracujące w fabrykach. W tym samym
czasie bandanę dołączył do swego imidżu słynny piosenkarz
country – Willie Nelson.
Nie
można też zapominać o
„homoseksualnym” epizodzie bandan! W
latach 70. zostały one bowiem „zaimportowane” przez amerykańskie
środowiska gejowskie, które to zrobiły z tych chust bardzo
niecodzienny użytek. Za pomocą koloru materiału oraz miejsca
noszenia tej tkaniny sygnalizowano potencjalnemu partnerowi swoje preferencje seksualne
czy chociażby skłonności do konkretnych fetyszów.
W tym
samym czasie złożone z absolutnie heteroseksualnych mężczyzn
amerykańskie gangi motocyklowe zrobiły z tego kawałka materiału
także i swój znak rozpoznawczy. I pewnie dziś te kolorowe chusty
kojarzyłyby się nam głównie z jeżdżącymi na harleyach
brodaczami, gdyby nie dwie kalifornijskie grupy przestępcze.
Mowa
oczywiście o Bloods i Crips.
Słynący z bezwzględnej wręcz
brutalności, walczący o strefy wpływów w swoich narkotycznych
biznesach, bandyci sięgnęli po bandany i zrobili z nich iście
totemiczny element ubioru. Bloodsi zaczęli nosić czerwone chusty,
podczas gdy członkowie gangu Crips wybrali dla siebie te niebieskie.
Szybko też bandana zawojowała świat hip-hopu. Zresztą i nie tylko tego gatunku muzyki. W latach 90. paradował w niej zarówno
Tupac, jak i Axl Rose, Bret Michaels, a na naszym podwórku –
Rysiek „Dragi są mi obce” Riedel.
Mówi
się, że moda przychodzi i odchodzi, a tymczasem bandana ze swoimi,
antycznymi wręcz, perskimi ornamentami ma się dobrze od ładnych
już paruset lat i nic nie wskazuje na to, aby cokolwiek mogło jej
zaszkodzić. Kiedy więc następnym razem chwycisz za ten lichy
kawałek tkaniny, aby wytrzeć sobie nim kulfon albo zakryć za jego
pomocą swoje przetłuszczone pióra, to…
W sumie to nic nie rób,
bo ostatecznie to tylko kawałek szmaty z nieco dłuższym tylko kawałkiem
historii.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą