Szukaj Pokaż menu

Wielopak Weekendowy DCCCXLIV

45 217  
171  
W dzisiejszym odcinku zajrzymy na wiejską dyskotekę, przejdziemy się do restauracji oraz opowiemy wam niusa z półświatka...

Najmocniejsze cytaty ostatnich dni - 25-latka o tym, czego za nic w świecie nie przełknie

124 054  
249   222  
W dzisiejszym odcinku o Jade, która od 22 lat prowadzi dziwną dietę. Czego nie jest w stanie przełknąć?

Katastrofa drogowa w Wilczym Jarze pod Żywcem. 30 osób zginęło

164 741  
457   32  
Autobus wpadł w poślizg i spadł z mostu do Jeziora Żywieckiego. Kwadrans później kolejny autobus spadł kilka metrów obok.

Przebieg katastrofy

Wydarzenie miało miejsce rankiem 15 listopada 1978 roku w Oczkowie (dziś część Żywca). Autobus Pekaesu, wiozący górników na kopalnię, wpadł w poślizg przed mostem nad Wilczym Jarem. Kierowcy nie udało się wyprowadzić pojazdu z poślizgu. Autobus wsunął się na most, przebił barierkę i spadł do Jeziora Żywieckiego z wysokości 18 metrów.

Jak weszliśmy w zakręt czuć było, że próbuje hamować. Bez efektu. No i tyle, że zawołał kierowca ludzie, ratujcie się. Zdążyłem się chwycić przed sobą rurki i siedzenia i to było wszystko... autobus runął. Strasznie długo się leciało. Pamiętam te emocje, w powietrzu jak się leciało, długo, długo i później tylko uderzenie i straciłem przytomność.
- opowiada Janusz Kinek, jeden z dziewięciu uratowanych w katastrofie górników.

Wspomina, że kiedy się ocknął, był zanurzony w wodzie wewnątrz autobusu. Siedzenia były powyrywane, a po powierzchni pływały zwłoki.

Świadkami tego zdarzenia byli pasażerowie kolejnego pojazdu zbliżającego się do mostu. Ten również wpadł w poślizg, jednak kierowcy udało się wyhamować. Pasażerowie zbiegli czym prędzej w dół jaru i bezzwłocznie rozpoczęli akcję ratunkową. Do akcji dołączały się załogi kolejnych pojazdów. Udało im się wyciągnąć m.in. poturbowanego pana Janusza, który nie był w stanie wyjść o własnych siłach. Kiedy ułożyli go na skarpie, powiedział im: "Ja tu sobie odpocznę, a wy ratujcie innych".


Warunki były ciężkie, do wraku prowadziła stromizna, był przymrozek, a o 5 rano było jeszcze zupełnie ciemno. W pierwszej kolejności z autobusu wyjmowano rannych i wyrzucano poniszczone fotele, by nie przeoczyć kolejnych osób. Większość z nich było już martwych, po powierzchni wody wokół autobusu pływały kolejne ciała.

Część osób została na górze i zatrzymywała kolejne pojazdy. Jeden z kierowców nie zatrzymał się na ich widok. Autobus wpadł w poślizg.

Drugi autobus

Ranni i biorący udział w akcji ratunkowej zobaczyli kłąb iskier sypiących się z mostu. Autobus, który wsunął się w powstałą kwadrans wcześniej dziurę w barierkach, szorował podwoziem po krawędzi mostu. Przekręcił się i runął, spadając dachem w dół, ledwie kilka metrów od wraku. Ratujący odskoczyli czym prędzej na brzeg. Autobus wzbił falę, która uderzyła o pierwszy wrak, po czym zatonął.


Oszołomieni górnicy robili co w ich mocy, by znaleźć kogoś żywego. Niestety, udało się uratować tylko 9 osób, pozostali zginęli.

W drugim autobusie znalazła się pani Natalia Walaszek (lat 23), żona górnika, który niewiele wcześniej zginął na kopalni. O ironio losu. Ta kobieta (...) jechała do dyrekcji kopalni w celu załatwienia wszystkich spraw nieżyjącego już męża. I zginęła.

Opisuje w swoich wspomnieniach Kazimierz Semik - źródło

Rozmiar tragedii był niewyobrażalny. Ponad 20 ciał poukładanych jedno obok drugiego na skarpie jaru. Wraki dwóch autobusów i wciąż pływające po wodzie zwłoki.


Służby ratownicze, które przybyły na miejsce katastrofy, wydobyły kolejne ciała. Kilka z nich musieli wycinać z pogniecionej karoserii autobusów. Na miejscu operowała też amfibia, której operator wspomina po latach, że musiał być niesamowicie ostrożny, bo przecież każdy jego ruch mógł rozszarpać śrubą napędową ciała znajdujące się w wodzie.


W katastrofie zginęło w sumie 30 osób - 27 górników, dwóch kierowców i wcześniej wspomniana wdowa.

Ciała przewieziono do prosektorium, jednak nie było tam tyle miejsca, by wszystkie pomieścić. Identyfikacja odbywała się więc w świetlicy tartaku.

Śledztwo

Śledztwo przeprowadzono bardzo szybko i pod z góry założonym, jak się dzisiaj uważa, kierunkiem. Postawiono tezę, jakoby kierowcy byli winni temu zdarzeniu i w trakcie śledztwa właśnie to usilnie udowadniano, absolutnie pomijając wątki poboczne.


Zarzutów mogło być wiele. Przede wszystkim chodziło o stan techniczny pojazdów. Wiele osób mówi, że autobusy nie były w pełni sprawne, mogły mieć złe hamulce, a nade wszystko nie miały przystosowanych do zimowych warunków opon.

Kolejną pojawiającą się często przyczyną była kolizja z innym pojazdem znajdującym się na moście. Wiele osób mówi o tym, że na moście miała stać milicyjna Nysa, która oślepiła światłami kierowcę i zderzyła się z autobusem bądź wymusiła na kierującym próbę jej ominięcia, co doprowadziło do katastrofy.


Dziś wiemy tylko, że warunki atmosferyczne były naprawdę złe. Jezdnia rzeczywiście była oblodzona, a w dodatku w tamtym czasie wyłożona była kostką. Barierki nie zapewniały też żadnego zabezpieczenia. Śledztwo prowadzone przez władze PRL szybko "udowodniło" pełną winę kierowców. Sprawa została w tym stanie zamknięta.

Nie od dziś wiemy jednak, że w okresie PRL większość katastrof starano się tuszować i nie dopuszczać informacji do opinii publicznej. Tak było też i tym razem. Wzmianki w mediach ograniczały się do absolutnego minimum. Za każdą publikacją dotyczącą wypadków w Polsce szły artykuły pokazujące jeszcze większe katastrofy na zachodzie. Ponadto górnictwo i górnicy byli wtedy kreowani na przodowników pracy i filar zdrowej gospodarki, więc tym niezręczniej było ukazywać ich śmierć, która w dodatku mogła być spowodowana zaniedbaniami w PKS czy spowodowana złym stanem dróg.


Rodziny kierowców wciąż dotknięte są oficjalnymi wynikami ówczesnego śledztwa. Kierowcą pierwszego z autobusów był Józef Adamek, ojciec boksera Tomasza Adamka.

Śledztwo po latach można było przeprowadzić jeszcze raz, jednak dokumentów SB i większości raportów ze śledztwa nie udało się odtajnić, bo - pewnie większość z Was zgadła - zaginęły.

...

Możecie zobaczyć miejsce katastrofy na Mapach Google.
Poniżej kilka zdjęć z akt Komendy Powiatowej Policji w Żywcu:

5774345-katastrofa-w-wilczym-jarze-15-listopada-900-542








Źródła: 1, 2, 3, 4, materiały TVP Historia, Składnica Akt Komendy Powiatowej Policji w Żywcu.
457
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Najmocniejsze cytaty ostatnich dni - 25-latka o tym, czego za nic w świecie nie przełknie
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Faktopedia – Wyjątkowe wkładki do butów
Przejdź do artykułu Byłam Świadkiem Jehowy - obiecana druga część
Przejdź do artykułu Idioci są wśród nas IV
Przejdź do artykułu Godna filmowej ekranizacji historia sprzed 11 lat - wartka akcja, chwile grozy i happy end na torach
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Tajemnica śmierci, która idzie za mną krok w krok przez ostatnie 16 lat
Przejdź do artykułu Kiedy wychodzisz za mąż po 30. – Demotywatory
Przejdź do artykułu Najdziksze newsy tygodnia – dlaczego nie warto brać narkotyków w Disneylandzie
Przejdź do artykułu Wygrywanie na loterii nie jest dla każdego. Ci ludzie zmarnowali sobie po tym życie

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą