Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Autentyki LIII - Denaturat, mendy i muzyczna tradycja

24 872  
6   25  

Na początek wyjaśnienie dla Szanownych Autentykomaniaków, którzy mogą czuć się nieco zaskoczeni moją tutaj obecnością. Otóż tak! Wygrałam zakład! Wydawało się, że nie ma już na to cienia szansy, kiedy w ostatniej godzinie Red. Bobesh wymiękł [:C] i poprosił o sok z banana! Jako że Admin ma ważniejsze sprawy na głowie niż przerabianie bananów na sok, to Bobesh musiał się zadowolić [:C] świeżym banankiem.
Pamiętajcie zatem wszyscy: Jednak się nie da! Nie da się żywić jedynie owocami miłości. Czasem potrzebne jest urozmaicenie :C No a banan z rana bywa lepszy niż śmietana!


Dzisiejszy odcinek zaczyna fotograf_sz, jak się okazuje - prawdziwy profesjonalista:

Na początek wyjaśnienie: zajmuje się taką techniką fotograficzną, w której jednym z odczynników jest denaturat.
Otóż, po wynajęciu nowej pracowni, gdzie jeszcze nie byłem znany, pracowałem jakiś czas spokojnie. Po miesiącu wynoszę do śmietnika dwie duże reklamówki szklanych butelek po denaturacie. Dozorca sprząta podwórko, patrzy i mówi do mnie:
- Widzę, panie, że pan kulturalnie popija, żadnych awantur. Ale jak będziesz pan pił w takim tempie, to szybko się pan wykończysz...
Patrzę na niego zdziwiony, on pokazuje na torby.
- Tyle wódki przez miesiąc...
- Bez paniki, to nie wódka, to denaturat...
Dozorca odszedł kręcąc głową, a ja dopiero po wyrzuceniu do pojemnika dostałem ataku śmiechu...

Technika fotograficzna, którą najczęściej uprawiam nazywa się "guma".
Kiedyś jestem na spotkaniu fotograficznym, ludzie się przedstawiają i opowiadają, co i jak fotografują.
- Kwiatki w kolorze.
- Portrety w cyfrze.
A jak ja się przedstawiłem? - Akty w gumie...
Śmiech na całą salę, aż na następnych spotkaniach miałem wygranego na koszt grupy browara....


W pracy u Miśka666 równie ciekawe klimaty:

Trochę Misię koleżanki w pracy rozmarzyły...
- A może byśmy coś zamówili do żarcia?
- Eee... ja mam kanapki...
- Pizzę??
- Eeee... znowu placek?
- Ja jestem strasznie głodna! A może zamówimy chińczyka? Straszną mam ochotę na chińczyka!

- A ja na Murzyna...


I u Kociary też!

Ostatnio przyjmowałam jednemu klientowi pracownika. Mówię, żeby mi podał pesel, a on mi na to:
- To ten pod zdjęciem czy z tyłu dowodu?
Po wyjaśnieniu różnicy między peselem a nipem, brniemy dalej. Mówię, że ma świadectwo szkolne przynieść. Z ostatniej szkoły. To mi przyniósł z podstawówki. No to pytam, czy to ostatnia szkoła jaką kończył, to mi mówi:
- Nie, ale ta miała najwięcej klas.

Jak pewnie mniejsza część z Was wie, postanowiłam się odchudzać. Idzie mi nieźle (już ponad 5 kilo). Przyniosłam sobie dziś do pracy mały jogurcik i słoiczek otrąb. (Proszę tego nie komentować!) Odkręcam w/w słoiczek, na to wchodzi Misiu (brat-pracownik jakby ktoś nie wiedział) i powiada:
- Ale numer! Ja w czymś takim mendy trzymam!
Po wykonaniu klasycznego rotfla zapytałam Misia, skąd ma mendy. Na co on, że wykopał.
Dopiero po zjedzeniu wspomnianego jogurciku wyjaśniłam Misiowi, co to są mendy tak naprawdę, a od Niego się dowiedziałam, że chodziło Mu o robaki na ryby.


Dla odmiany: urlopowo - raz. Iskra:

Leżę sobie na plaży i taki dialog słyszę. Matka do córki:
- Ściągnij tę koszulkę.
Córka:
- Ależ mamo, ja pod nią nic nie mam.
Matka:
- Wiem. Dlatego bez przeszkód możesz ściągnąć.


Markety na co dzień są domeną LENNOXA, ale dzisiejsze zakupy sponsoruje Bojownikom Bartes:

Wbijam się do Tesco i po dokonaniu zakupów standardowych (chleb, mleko, kratka żywczyka) lecę do kasy. Oczywiście jak zwykle mam fuksa i stając w najkrótszej kolejce patrzę, jak przy innych kasach spokojnie zmieniają się kolejkowicze... Tym razem poszło o kapcie typu z pomponem... Po wykonaniu 12 telefonów do działu RTV i AGD pani w kasie w końcu dopadła eksperta od kapci... Rozmowę słyszałem tylko z jednej strony oczywiście, ale wystarczyło mi to w pełni:
[K]asjerka - mam tu kapcie bez kodu...
[S]łuchawka - ...?
[K] - takie zielone...
[S] - ...?
[K] - No właśnie nie wiem jakiej firmy, bo kodu nie ma...
[S] - ...?
[K] - W środku? Zaraz zobaczę...

...minęło 17 minut przeszukiwań kapci...

[K] (triumfalnie) - JEST... Rzeczywiście, jest firma... Uwaga dyktuję... S... I... Z... E... 4... 3...


Za to Moderator Moderatorów pływać chadza:

Wychodzimy wczoraj z basenu, w męskim gronie ustawiamy się do wyjścia, przy którym sprawdzają, czy dup nam się nie moczył dłużej niż został opłacony - poprzez przyłożenie chipa noszonego na pasku od zegarka przez wszystkich dupomoczących. Staję ostatni w kolejce i stoję, rozglądając się. Na ścianie kasy wisi kartka:

STOJĄC W KOLEJCE
ZATRZYMAJ CZAS

Przeczytałem, stoję dalej, patrzę jak Pędziwiatr z Gulliwerem stoją przy kasie. W tym momencie niejaki Bartosz_K mówi do mnie:
- Kiszot, zatrzymaj czas, przyłóż tu czipa - wskazując na czipodziurę tuż koło mnie.

Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą:
- Oops, myślałem, że to jakaś metafora...


A skoro już o zakupach była mowa, to przed nieuczciwymi sprzedawcami, podle wykorzystującymi ufność klienta ostrzega realgnostic:

Szwagier ma sklep z komórkami. Niezgłębione są pokłady ludzkiej niekumacji, więc często opowiada jakieś historyjki z klientami w roli głównej.
Wczoraj opowiedział o kobiecie która zakupiła ładowarkę do Motoroli. Jakiś czas później przynosi ją z powrotem i powiada:
- Ja rozmawiałem ze znajomym, on się na tym zna! To nie jest ładowarka do Motoroli, to jest ładowarka do TAK TAKA!
Szwagier ze stoicki spokojem powiedział "a rzeczywiście" i oddał jej kasę.

Pułapek łączności bezprzewodowej ciąg dalszy. Dziobas:

Jedziemy już koło godziny, E. prowadzi, ja siedzę na miejscu pasażera.
Nagle dzwoni komórek. Tak ładnie, że wiadomo, że nie mój, tylko E.
- Podaj mi, tam na półce leży - woła E.
Ja patrzę, patrzę - nic nie leży.
- Nie ma - stwierdzam.
- No tak - wścieka się E. - Oczywiście musiałam, *** mać, w Warszawie zostawić...

Komórek był w torebce.


Nie od dziś wiadomo, że na panienki to najlepsza jest komóra w połączeniu ze skórą oraz furą. Ale co bardziej ambitni łamacze serc niewieścich stosują wyrafinowane metody. Jakie? No - choćby UWODZICIELSKI TEKST. Krótkiego przeszkolenia udziela Bojownikom osmoza:

Kolega podrywa dziewczyny na dość znany tekst (Bolało jak spadałaś z nieba?) i teraz też tak zaczyna...
K: Bolało?
Dziewczę: Co?
K: Jak spadałaś z DRZEWA, tzn. nieba?

Nie trzeba dalej tłumaczyć...


A w cyklu "Polaków portret własny" wystąpi dziś przed Państwem Teufel_14:

Polak potrafi! Znacie to: "Co?! Ja nie zrobię?!?!?"
Kolega, zapalony wędkarz, miał łódkę pontonową. Niestety powietrze wylatało, bo dziurka się w burcie zrobiła i z pontonu robiła się tratwa. Obdzwonił moc zakładów, czy mogliby mu tego jakoś załatać, ale jak się domyślacie - "nie dało się". Powód: ten rodzaj materiału nie da się skleić. "Jak to się nie da??? Mnie się nie da???" pomyślał znajomy i dawaj do pracy. Wyciął z jakiegoś plastyku kółko, rozgrzał w mikrofalówce, specjalna rękawicą szybko przykładał do burty i żelazkiem zgrzewał w jedną całość. Kilkakrotnie, bo "odpadywowało". Aż wreszcie chwyciło. " NO! I dało się" - pomyślał znajomy, idąc wyrzucić do śmieci obydwa żelazka i wstawiając spaćkaną mikrofalówkę do piwnicy do oczyszczenia "potem". "Piotrek! Naprawiłem!" dzwoni znajomy do innego zapalonego wędkarza. "Jedziemy" Powiedzieli - zrobili. Wrzucili spinnigi do łódki, wcześniej solidnie napompowanej, i wypłynęli, jak się domyślacie, a jakże, oczywiście, że na sam środek jeziora. Rożnowskiego. Jeśli ktoś je zna, środek nie jest daleko od brzegu, ale zawsze trochę.

... tak, oczywiście, dobrze myślicie, łatka puściła...

...walka zaczęła się o życie... Piotr rzucił się do pagajów i dawaj wiosłować...
Znajomy po dwóch minutach zdążył krzyknąć- poczekaj podniosę kotwicę!

Dalej poszło jak z płatka: zanurzeni mniej więcej do pępka (dno łódki trzymało powietrze) majestatycznie, z kamiennymi twarzami, nie zważając na głupie zaczepki typu "czy to wojna, że U-bootem pływacie?" i tym podobne, nie zważając na kulających się ze śmiechu ludzi na lądzie, spokojnymi ruchami dopłynęli do brzegu, mokry ponton wrzucili na pakę samochodu i nie susząc się wskoczyli do szoferki, by jak najszybciej uciec z miejsca porażki.

A że młodzież przyszłością narodu jest... To co jak co, ale nudna przyszłość nas z pewnością nie czeka. Michalk24 opowiada...

...Dwa autentyki z udziałem moim własnym i kolegów.

# 1
Są wakacje, więc młodzież się nudzi. A jak się nudzi, to wymyśla coś głupiego, nie inaczej jest z nami. Przygotowaliśmy plan akcji w McDonaldzie w Rumii (woj. pomorskie). Cała akcja wyglądała mniej więcej tak:
Ja z jeszcze jednym kolegą obsługujemy kamerki, a główny obiekt siedzi w toalecie i czeka na sms z sygnałem do rozpoczęcia akcji... teren czysty... no to eska poszła. Kolega wychodzi z toalety w pełnym ekwipunku nurka, płetwy, maska, rurka.
Ludzie dookoła odkładają cheeseburgery / frytki i gapią się na niego z otwartymi paszczami szturchają swoich sąsiadów, a kolega jakby nic, wyjmuje mapę, przygląda się jej, rozgląda się po McDonaldzie, i kieruje się do wyjścia, mijając przy tym dwóch chłopaków z obsługi, oni patrzą się na niego, potem na siebie olbrzymi karp i stoją w miejscu, a ja z kolegą kamerzystą zaraz się ewakuowaliśmy. Chyba nigdy tam nie wrócę.

#2
Ledwo przejechaliśmy kilkanaście metrów, jednemu z kumpli poszła dętka w tylnym kole... no więc cóż innego pozostało, jak tylko holować do domu... Ślimaczymy się powoli.. my dwoje ze sprawnymi rowerami wpadliśmy na kolejny głupi pomysł, tzn. zamontowaliśmy kamerę na bagażniku rowerowym. No i jedziemy, robimy zrywy, już się cieszymy, że mamy ujęcia jak z pościgów policyjnych. Kiedy nagle kolega hamuje przed przejściem dla pieszych, ja oglądam się na kolegę z przebitą dętka, tylko na chwilkę, to wystarczyło, żebym stracił panowanie nad kierownicą - koło ustawione pod kątem 90 stopni do ramy podziałało jak hamulec. Przeleciałem przez ramę i wylądowałem na chodniku... Jako że nic mi się nie stało, to postanowiłem troszkę pohisteryzować i zaczynam drzeć się do kolegów:
J: - Q*a zadzwoncie po karetkę, Call 911, Please help me!!
Nagle na rondo wjeżdża karawan... ja... pełnowymiarowy karpik i znowu zaczynam:
J: - Ale ja nie chcę umierać!!! Jestem za młody!!
- i przechodzę do 100% rotfla na kostce brukowej. Panowie z karawanu tylko się dziwnie popatrzyli i pojechali dalej... a przednie koło roweru jest skręcone w precelek.

Tia... A jak już podrosną, to zaczynają jeździć samochodami. Również po pilne zakupy. A żeby uratować życie człowiekowi, który leży i czeka, czasem trzeba uciec się do sposobów wykraczających nieco poza kanony fair play. Taki oto sposób poleca panq:

Pojechałem do apteki. Kolejka. Na czterdzieści minut. I przy wyjściu widzę, jak piesek podszedł do FSO Polonez i oznaczył mu lewe tylne koło jako swój teren. Przypomniało mi się, jak to kiedyś w serwisie facetowi rozkręcili cały układ hamulcowy w poszukiwaniu wycieku i doszli do wniosku, że to pewnie piesek. Podszedłem do kierowcy:
- Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam, ale coś panu cieknie z tylnego koła.
- Dziękuję bardzo.
Dwie osoby w kolejce mniej. Jak kupiłem, to debatował z całą rodziną nad rozkręconym kołem. Ciekawe, czy jeszcze tam stoi.


W duchu motoryzacyjnym kontynuuje ra_dusia:

Jechał sobie mój znajomy samochodzikiem, a że samochodzik do tych lepszych należał, prędkościomierz wskazywał ponad przepisowe 50km/h.
Jechał sobie i słuchał Pięć Dwa Dębiec, aż tu nagle kiwa mu nasza miła policja, że się zatrzymać ma...
Opowieść znajomego:
"...no to ja się grzeczniutko zatrzymuję i myślę sobie, że może da się coś wynegocjować. Uchylam okienko, bo się Pan Władza zbliża... a tu jak k***wa z głośników nie przywali: "mamy tradycję - je**ać policję..."
- negocjacji mi się odechciało..."
Ja mu baardzo współczuję, bo niezły zapłacił mandacik i parę punkcików mu się dostało, ale nie mogłam się powstrzymać i zaliczyłam totalnego ROTFL

Mundurowo - Pedziwiatr:

Pluton robił zasadzkę na kolumnę transportową. Mieli karabinki na farbę - przodków obecnych paintballi. Usłyszeli hałas na drodze, padł rozkaz: Do ataku!! Wyskoczyli na jezdnie, nawalają z karabinków, a tu... Autokar z przerażonymi turystami z Reichu, którzy przyjechali powspominać młodość i ziemie utracone. Padła komenda: Pluton, spi**dalamy!

Też mundurowo, ale z życia dzielnych strażaków - PinkPanther:

Mojej przyjaciółki brat, będący strażakiem, został wezwany z ekipą do gaszenia płonącego samochodu. W czasie gdy strażacy gasili auto, kierowca zemdlał. Dowódca wezwał karetkę pogotowia. gdy rozmawiał przez radio, prawdopodobnie ktoś przyjmujący zgłoszenie zapytał co się dzieje. Na co dowódca odpowiedział:
- Chyba niewydolność układu wydechowego!

Następne czynności, które po usłyszeniu tej ",diagnozy" wykonywali strażacy, miały niewiele wspólnego z akcją gaśniczą.


A czas do końca wielopaka wypełni KrissTopher z opowieściami ze swojej pracy. Jak sam przyznał, natchnieniem były mu autentyki medyczne, ostatnio przez Bojowników szczodrą ręką zapodane :)

Swego czasu był taki doświadczony już chirurg, który w czasie operacji nagle sennym głosem pytał:
- Czy ja jeszcze operuję, czy już robię sekcję??

Z innych mądrości tego samego doktora:
- Z chorób polecam weneryczne - przyjemnie się łapie i skutecznie leczy. (To było jeszcze przed HIV)

A kto wie, jak nazywa się stelaż z chustą oddzielającą pole operacyjne od miejsca działania anestezjologa?
Bariera krew-mózg.

Kolega kiedyś znieczulał profesora Uniwersytetu, już na emeryturze. Prof. wypytywał o każdą pierdołę, a sam zapytany co trzecie słowo wrzucał zdanie "w większości przypadków" - na pytanie jakie Pan ma ciśnienie - w większości przypadków nieco podwyższone. Czy Pan ma problemy z oddawaniem moczu? - w większości przypadków lekkie mam itp. W końcu po godzinie dialogu typu:
- A co to za rurka?
..
..
- W większości przypadków ...
Prof. zapytał:
- A czy to znieczulenie jest bezpieczne? Bo wie Pan, doktorze, ja się na tym przecież doskonale znam...
Kolega nie wytrzymał i wypalił:
- Wie Pan, Profesorze, w większości przypadków ludzie się budzą...

Osobną grupą pacjentów są babcie-symulantki. Kiedyś jeden stażysta nieopatrznie jedną z nich przyjął na oddział. Był z nią problem, bo domagała się jakichkolwiek leków, ale ordynator uważał, że ewentualnie tylko witaminy, bo co innego może jej zaszkodzić. Po czterech dniach pobytu i trzech nieudanych próbach wypisu babcia zmieniła taktykę - oświadczyła, że strasznie łupie ją w krzyżu po tym, jak spadła z łóżka. Chcąc nie chcąc zleciliśmy jej zdjęcie. Po powrocie szczęśliwa babcia oświadczyła, że jutro jeszcze raz, bo strasznie jej po tym randgenie pomogło.

W przypadku noworodka z żółtaczką jedną z informacji niezbędnych do dalszego postępowania są grupy krwi rodziców. Grupę krwi matki mamy z karty ciąży. Pytam więc kobitę o grupę krwi partnera. Ona patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem. Ponieważ ważniejszy jest czynnik Rh pytam więc dalej: A ojciec dziecka jakie ma Rh? Tu babie zaświtało, jak Dobromirowi w dobranocce, rozłożyła palce na kilkanaście centymetrów i mówi: bedzie kajś tyle...

Jak już zaznaczono we wspomnianym zbiorze anegdot, przy wkładaniu głowicy USG w naturalny otwór ciała na głowicę zakłada się prezerwatywę. W szpitalu ginekologicznym, w którym kiedyś pracowałem, wykombinowano to w ten sposób, że kupowano gumki w hurtowni, a potem każda pacjentka płaciła symboliczną złotówkę. W szpitalu tymi badaniami zajmowało się dwóch kolegów. Ponieważ jeden był na urlopie, a drugi zachorował, zrobił się lekki przestój. Dlatego też ordynator zostawił koledze wracającemu po urlopie na dyżur sobotnio-niedzielny zadanie przebadania kilkudziesięciu pacjentek, które przyjdą specjalnie w tym celu. Rano w sobotę okazało się, że zapas gumek jest na wyczerpaniu. Piotr niewiele myśląc wysłał do najbliższego kiosku salową z zadaniem zakupu 20 paczek prezerwatyw.
W poniedziałek rano kioskarz (który go do tej pory nie znał) wyszedł z kiosku i kłaniając się rzecze: mam nadzieję, że dyżur upłynął Panu przyjemnie?
Po kilu dniach tajemnica się wyjaśniła:
Salowa poszła do kiosku i poprosiła o 20 paczek gumek. Kioskarz z ciekawości zapytał, po co jej aż tyle, na co salowa odparła: to nie dla mnie, doktor Iksiński ma dwa dni dyżuru...


A względem dalszych losów autentykopaków... Joe zarządził dogrywkę i Bobesh dostał dodatkowy tydzień na udowodnienie swojej racji. Nie wie jednak, biedaczek, ile czeka go w tym czasie pokus! Wszak redakcja Olimpiadę świętuje sportowo. Na ten tydzień zaplanowano m.in.: sztafetę 4 x 100 i liczne gry zespołowe, a co najważniejsze - sponsorowany przez Ojca Redaktora konkurs w naszym narodowym sporcie, tj. grillowaniu na czas, przy czym czas liczy się od wyjęcia piwa z lodówki do podwyższenia się jego temperatury o 1 stopień. Dalsze ocieplenie trunku dyskwalifikuje zawodnika. Bojownicy, zaprawdę powiadam Wam! Wypróbujcie to w domu! Wszak weekend jeszcze trwa! :)


Oglądany: 24872x | Komentarzy: 25 | Okejek: 6 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

16.04

15.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało