Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Piekielne autentyki LVI - dokumenciki proszę

53 203  
182   24  
Kilka dni temu musiałem zarejestrować się do dentysty. Wściekłem się przy tym nielekko i muszę przyznać, że piekielności sporo było po mojej stronie. Dlaczego?

Wchodzę z samego rana na stronę swojej przychodni, wybieram numer i dzwonię do rejestracji. Godziny rejestracji, co wyraźnie zaznaczone, to 7-14. Wykonuję połączenia co 10-15 minut, zero odzewu. No cóż, trzeba się więc wybrać osobiście.
Przybywam punkt 12 do przychodni. Ludzi zero. Panie za ladą popijają kawkę, śmiejąc się w najlepsze. No nic, podejmę ostatnią próbę, może telefon im padł. Biorę telefon w dłoń, wybieram numer i dzwonię. Urządzenie za ladą odzywa się natychmiast, reakcja pań zerowa. Czyli pora wkroczyć do akcji.
Podchodzę do lady, z telefonem przy uchu, aparat za ladą nadal wyje jak opętany.
[J]- Ja [PR]- Pani z Rejestracji.

[J]- Proszę odebrać telefon.
[PR]- (patrzy na mnie ze szczerym zdumieniem) CO PROSZĘ?
[J]- Nie, to ja proszę. O podniesienie słuchawki.
Pani niechętnie podnosi słuchawkę i przykłada ją do ucha.
[J]- A teraz mnie pani bardzo wyraźnie posłucha. W czasie gdy panie się opier***ały za ladą, ja dzwoniłem jak poje***y aby się zarejestrować do dentysty. Przez pań lenistwo, musiałem tłuc się przez pół miasta aby zrobić to, co powinienem móc zrobić siedząc w domu i robiąc to, co panie robią teraz, czyli opie**alając się w najlepsze. Powinienem w tej chwili udać się do dyrekcji tego przybytku i zapytać co się tu do cholery dzieje. Ale to za chwilę. Teraz zrobimy tak: Proszę mi znaleźć termin do dentysty.
[PR]- Na kiedy?
[J]- Na wczoraj.
[PR]- (cała spocona, sapiąc jak parowóz szpera w systemie) Za tydzień najbliższy termin.
[J]- To ja poproszę na jutro.
[PR]- Ale najbliższy termin...
[J]- Powiem wprost. W nosie to mam, tak jak pani, przez pół dnia miała w nosie mnie. Proszę mnie zarejestrować na jutro do dentysty.
Chwilę szpera w systemie, alleluja! Nagle znalazł się termin, dzień następny, 9 rano. Pani zbiera dane, wrzuca do systemu i po robocie.
[J]- Widzi pani? Trudno było? I pomyśleć że byłoby o wiele szybciej i przyjemniej gdyby tylko podniosła pani tę cholerną słuchawkę. To wcale nie jest takie trudne. Do widzenia.
[PR]- Do widzenia.

Wiem że ujawniłem sporą dawkę wrodzonej piekielności, ale od czego one do cholery są za tą ladą?

by Armageddonis

* * * * *


Jestem kontrolerem biletów.
Każdy kontroler przestrzegany jest przed tym, aby nie sporządzał wezwań do zapłaty, nie dysponując potwierdzonymi danymi osobowymi pasażerów. Jeżeli pasażer nie posiada przy sobie dokumentu tożsamości ze zdjęciem, to dane te potwierdzić może jedynie Policja albo Straż Miejska.
Pod żadnym pozorem nie można wypisać wezwania "na gębę", gdyż bardzo często pasażerowie podają fałszywe dane. Takie wezwanie nie zostanie od kontrolera przyjęte, przez co w konsekwencji sam będzie musiał je opłacić. Z jego pensji zostanie potrącone tyle, ile musiałby zapłacić pasażer jadący bez biletu.

Kontrolerzy, którzy są chciwi i pazerni, bardzo krótko zagrzewają miejsca na tym stanowisku.
Jeden z kontrolerów trafił na pasażera, który jechał bez biletu i nie miał przy sobie dokumentów. Nie chciał tracić czasu na wzywanie Policji (na którą często trzeba czekać ponad godzinę), więc postanowił wpisać na wezwaniu dane podane ustnie przez pasażera.
Wiedział, że nie mógł rozliczyć wezwania, które nie zawierało informacji na temat sposobu w jaki dane pasażera zostały potwierdzone. Dlatego wpadł na świetny jego zdaniem pomysł i wpisał na wezwaniu "dane potwierdzone przez Policję". Wpisał także numer służbowy i jednostkę Policjanta, który rzekomo miał te dane potwierdzić.

Przyszło odwołanie.
Pasażer, który otrzymał wezwanie, zażądał jego natychmiastowego anulowania, gdyż było ono fałszywe. Nie mógł tego dnia i o tej godzinie jechać autobusem, bo był w tym czasie w pracy. Nie miał też tego dnia żadnej styczności z Policją.

Jak się okazało funkcjonariusz o tym numerze służbowym nie mógł potwierdzić danych, bo tego dnia miał wolne. Nie odnotowano też żadnych innych interwencji w stosunku do pasażera. Funkcjonariusz, którego numeru użył, potwierdzał dane dla tego kontrolera, ale 3 dni wcześniej, i zupełnie innego pasażera.

Wyszło przy okazji na jaw, że w podobny sposób sfałszował kilka innych wezwań. Poza natychmiastowym zwolnieniem z pracy, czeka go jeszcze sprawa sądowa.

by OkrutnyKanar

* * * * *


Jechałem kiedyś do Lublińca pociągiem. Siedziała mama z trojgiem dzieci, obładowani rzeczami do pływania i jedną dużą torbą. Zapytała o coś osoby po przeciwnej stronie, wywiązała się rozmowa. Babeczka zaczęła narzekać, że mają dużo rzeczy, trudno się z nimi pomieścić, trzeba wszystko nosić, a zajmuje to miejsce.

Pasażerka spojrzała i zasugerowała, że następnym razem trzeba z tego dużego, walającego się po korytarzu materaca i kół dmuchanych wypuścić powietrze - PRZED WYJAZDEM, a nie wozić powietrze pociągiem.

by Pio

* * * * *


Znajomy kupił mieszkanie.
Płoty, kamery, ochrona, recepcja - nowoczesne osiedle poza granicami jednego z większych polskich miast.
Czasem wydaje mi się, że ludziom od nagłego przypływu gotówki miesza się w głowach na temat spokojnego życia z dala od miejskiego gwaru. Prostym przykładem jest ta piekielna historia...

Kolega posiada klasyczny model rodziny 2+2. Starszy syn jest w wieku początkowego nauczania, natomiast młodszy rozpoczyna edukacje przedszkolną. Wszystko ładnie, pięknie, ale co takie dzieci mają robić w domu w czasie wolnym?

Podsunąłem znajomemu pomysł, żeby zapytał się w biurze deweloperskim czy przypadkiem nie istnieje możliwość postawienia jakiegoś placu zabaw. Odpowiedź przyszła szybko: NIE... Jedyny 'zielony skwerek' na osiedlu przygotowywany jest pod budowę... fontanny. Dopiero przy powiększeniu przestrzeni osiedlowej i następnej budowie dwóch bloków mieszkalnych, znajdzie się miejsce na plac zabaw - czyli jakieś 3/4 lata...

Jak się również okazało, brak miejsca dla zabaw swoich podopiecznych okazał się być problemem tylko moich przyjaciół. Sąsiedzi wysyłają swoje dzieci po prostu na szereg zajęć pozaszkolnych typu: basen, lekcje językowe, lekcje gry na instrumentach... lub kupują im konsole czy inne iPody. Zwykła zabawa odeszła do lamusa - dosłownie.

Znajomy nie pozostawał w tyle i najprostszym sposobem kupił małą piaskownicę ogrodową i huśtawki.

Kiedy wydawało się, że problem został minimalnie rozwiązany, a dzieciaki w końcu zaczęły bawić się na dworze, któregoś dnia sąsiadka zapukała do drzwi kolegi w ręce trzymając - ŻYLETKI.
Ktoś w nocy postanowił rozsypać w okolicy miejsca zabawy dzieciaków ostre żyletki, najprawdopodobniej komuś musiał przeszkadzać hałas pod oknem...

Sprawa została oczywiście zgłoszona na policję, jednak zważając na ilość kamer - ciągnie się zdecydowanie zbyt długo.

by ddpolska

* * * * *


Historia z czerwca.

Musiałam na kilka dni zostawić dzieci u teściowej i pojechać do szpitala. Podejrzenia były poważne, ale na szczęście okazały się nietrafione.

Przyjęłam z ulgą jej propozycję, by zająć się naszymi wyścigówkami. Mąż kursował praca-szpital-dom teściowej-nasz dom. Oboje trochę zaniedbaliśmy pociechy, więc noszę w sobie poczucie winy.

Nie mogę jednak się powstrzymać.
Moje dzieci po powrocie do domu:
- nie zasypiają same (jak przedtem)
- nie chcą chodzić do szkoły (bo tam nauczą się głupot) i przedszkola (dzieci mnie zarażą "tatarem i grupą")
- nie jedzą normalnych kawałków jedzenia, tylko rozdrobnione (żeby się nie zakrztusić)
- domagają się ton słodyczy i litrów soków (wychowane na wodzie mineralnej i zielonej herbacie)
- nie jedzą ciemnego chleba, jak dotychczas (bo jak ma taki kolor, to jest zepsute).

Niecały tydzień. Nie mogę w to uwierzyć.

by alia

* * * * *


Jadę samochodem. Widzę z daleka dobrze oznakowany radiowóz, tak samo policjanta, który pokazuje mi, abym się zatrzymała.

Ot, zwykła kontrola - myślę sobie.

Policjant podchodzi, mówi swoją formułkę i prosi o dokumenty. Spojrzałam na siedzenie pasażera - upsss... Dokumenty były w portfelu, który to znajdował się w torebce, którą ja wsadziłam do bagażnika razem z zakupami.

Mówię, że mam, ale w bagażniku.

Policjant: Czyli nie ma pani dokumentów przy sobie?
Ja: Mam, ale w torebce w bagażniku. Czy mogę wysiąść i...?
P: Czyli nie ma pani dokumentów przy sobie?
J: Mam, ale w bagażniku.
P: Przy sobie pani nie ma?
J: Mam, ale w bagażniku.

Nie chcę Was zanudzać: jeszcze kilka razy przerzuciliśmy się tymi pytaniami i odpowiedziami. W końcu policjant odpuścił, powiedział żebym wzięła te dokumenty z bagażnika. Chwilę potem musiałam wysłuchać tyrady, że takie ważne dokumenty to się nosi PRZY SOBIE, a nie tak porozwalane po całym samochodzie (?), bo równie dobrze gdybym trafiła na inną kontrolę, to by mogło się skończyć mandatem (?!). Nie dyskutowałam, bo i nie miałam ochoty.

Serio, to mamy ZSRR, że wszystkie papiery musimy nosić za pazuchą? Czy są policjanci na forum? Czy naprawdę bardziej srogi policjant wystawiłby mi mandat za to, że nie miałam dokumentów PRZY SOBIE?

by Notorious_Cat

* * * * *


Historia o Polskiej Cebulaczce... wróć... Calineczce z Radomia, na wakacjach na Teneryfie.

Dawno, dawno temu, za górami, za morzami, na pewnej wyspie... (no dobra, darujmy sobie.

Historia zaczęła się już na lotnisku w Warszawie. Królewna cała w różu, z tipsami w diamenciki i torebka „PRADO” uwieszona swojemu Misiowi na ramieniu grubości jej talii. Ogólny obraz dość standardowy, myślę ze każdy z was ma ich właśnie przed oczami wyobraźni.

Lot był opóźniony o parę godzin, a że Polaka na wczasach nic nie zrazi, a czas trzeba było jakoś produktywnie wypełnić, zaczęła się impreza przed terminalem 21, zakrapiana wódeczką z wolnocłowego.

Co jakiś czas słychać było westchnienia Księżniczki przed całym towarzystwem, jak to cudownie spędzi ona czas z Misiem w raju, w resorcie All inclusive z basenem, jacuzzi i palmami... Misio szpanował jak to zasponsorował wyjazd swojej Księżniczce i że dla niej wszystko. Wyznaniom miłości i czułościom nie było końca..

Godzina 4 nad ranem, po sporym opóźnieniu, długim locie, docierają w końcu do hotelu...

Scena jaka się tu rozegrała z Księżniczką i Misiem w roli głównej, warta jest Oscara.

Otóż okazało się, że Misia stać było na bungalowy w ogrodzie obok hotelu (dwugwiazdkowe) ze śniadaniem, a nie w głównym czterogwiazdkowym hotelu, z którego Księżniczka oglądała foldery. Nie wiem czy to dlatego, że księżniczka zaczęła trzeźwieć, czy już było po północy i Księżniczka zamieniła się w ropuchę, ale histeria w jaką wpadła i awantura jaką zrobiła Misiowi o 4 nad ranem w recepcji była imponująca.

(K): K** co to ma być???? Ja tu do wypasionego hotelu przyjechałam, a w jakimś baraku mam spać?? Co to za rudera! Nie zostanę tu!!!! Wracam do Radomia!!! (tut nastąpił teatralny wręcz płacz).

(M): Ale skarbie, uspokój się, zaraz coś załatwię, nie martw się.

(K): Zostaw mnie k****!! Nie dotykaj!! To jakaś dziura zabita dechami! W kiblu nie ma nawet bidetu!!! Pier****** skąpiec jesteś!!! Dzwonię do mamy!!!

Mamo, wiesz co on zrobił? Jakieś baraki wynajął! Ja tu nie zostaje. (do Misia, który ja próbuje uciszyć) Odp** się ode mnie, nie odzywaj się!!! Z nami koniec!!! Mamo, załatw mi samolot, ja wracam do Radomia!!! Nie obchodzi mnie jak!!! Nie chce go więcej widzieć na oczy!!!

(M): Skarbie, uspokój się, jutro ci coś kupię.

(K): Spier****!!! Gdzie to jacuzzi, jak ja zdjęcia na fejsa wrzucę! Wszystkie mi zazdrościły, jak ja się teraz w Radomiu pokażę!

(M): K***, jak się zaraz nie uspokoisz to tak ci przy********...

Ta urocza wymiana zdań, przy widowni złożonej z gości hotelowych, obudzonych, przyglądających się z balkonów, trwała co najmniej godzinę, aż do interwencji hotelowej ochrony koło 5-tej nad ranem...

Historia mogłaby się skończyć tym że zostali wyrzuceni i słuch po nich zaginął, ale jak na bajki przystało (choć ta niestety jest prawdziwa) mamy Happy End. Misio dogadał się z obsługą, Księżniczka dogadała się z Misiem i dzień później widziana była jak robi selfie z dzióbkiem przy basenie głównego hotelu, z którego pozwolono im korzystać.

by a_co_mnie_to

* * * * *


Było o szpitalach? Było. A było o szpitalach dla nerwowo i psychicznie chorych? No to będzie!

Taak, mam za sobą pobyt w takim to właśnie miłym ośrodku wypoczynkowym. Choroba psychiczna niestety nie wybiera i może dopaść każdego. Ale nie o tym będzie, a o piekielnych zaniedbaniach, głównie kwestii bezpieczeństwa.

Na oddziale, na którym byłam, pacjenci byli przeróżni. Od nieszkodliwych, mamroczących do siebie staruszek, po ludzi przypiętych pasami z ciężką schizofrenią. No i depresje. A jak to w depresji niestety bywa, także i ludzie z myślami samobójczymi... Ale nic to, przecież szpital zapewni nam "bezpieczeństwo"!

Oddział składał się z parteru i piętra. Na parterze byli ludzie ciężko chorzy i na obserwacji, po paru dniach trafiało się na piętro. Gdzie, generalnie, panowała samowolka i nikt nikogo nie pilnował... Oczywiście ze względów "bezpieczeństwa" zabierano nam ładowarki i paski od spodni, ale co widniało na ścianach? A piękne tablice korkowe, z zachęcająco wbitymi w nie pinezkami!
Nikt się nawet nie dowiedział, że jednej z pacjentek udało się taką pinezką pociąć.

Prysznic damski i męski znajdowały się w jednym pomieszczeniu, oddzielone drzwiami bez zamków - "bezpieczeństwo". I tak, mimo że kobiety nie mogły wchodzić na sale męskie i odwrotnie, kąpać się razem już mogliśmy, bo nikt nas nie pilnował...

Zdarzył się gwałt - nikt się bliżej nie zainteresował. Zdarzyła się para, która delikatnie mówiąc, poczuła do siebie miętę, i uprawiała swobodny seks bez zabezpieczenia. Facet z problemami, kobieta ciężko chora, nie do końca zdająca sobie sprawę z tego, co się wokół niej dzieje. Ktoś się zainteresował, dowiedział? A gdzie tam.

"Opieka" psychologa. Na jednej z wizyt zaczęłam snuć opowieść o pewnym traumatycznym wydarzeniu z przeszłości. Pani przerwała mi po paru minutach w pół zdania i powiedziała, że dokończymy rozmowę innym razem. Po czym wyszła do pielęgniarek na kawę, gdzie radośnie opowiadała o swoim niedawnym urlopie, zajadając ze smakiem ciasteczka.
Rozmowy dokończyć nie chciałam. Nie mogła zrozumieć, dlaczego...
(nie, ta pani nie potrzebowała przerwy w pracy - byłam pierwszą osobą, której miała "pomóc").

"Terapia zajęciowa". Pomieszczenie do naszej dyspozycji, gdzie mogliśmy robić, co chcieliśmy - szydełkować, decoupage, książki, gazety, druty, robienie biżuterii... teoretycznie pod opieką terapeutki. Teoretycznie, bo pani terapeutka przeważnie piła kawkę w kuchni, paliła papieroska na zewnątrz albo plotkowała z pielęgniarkami. Wiecie - bezpieczeństwo przede wszystkim!
Nie wiem, może i jestem przewrażliwiona, ale czy zostawilibyście w pomieszczeniu panią, która mówi na przykład, że dzisiaj w nocy nas wszystkich zgwałci albo że będzie nas golić? Z nożyczkami, ostrymi drutami i szydełkami?
Taką panią można zostawić w spokoju, bo nie przeszkadza personelowi - ale już kobietę, która wstaje do pielęgniarek i mówi, że się boi spać, trzeba przypiąć pasami. "Bezpieczeństwo". Sama widziałam, jakie miała potem żywe rany na nogach, od za ciasnych ucisków...

"Opieka" nad ciężko chorymi. Kogo obchodzi, że pan przypięty pasami ma niezmienionego, śmierdzącego pampersa, albo że nikt nie pofatygował się go umyć? Nie raz słyszałam teksty do starszych pań "Boże, a ty znowu nalałaś??".

Gdyby nie to, że trafiłam na cudownego lekarza i spotkałam parę naprawdę kochanych, chętnych do pomocy pielęgniarek, straciłabym całkowicie wiarę w ludzkość.

A piekielny personel zapewniam - wariaci też swój rozum mają i doskonale zdają sobie sprawę z tego, co się wokół nich dzieje! Bo mam wrażenie, że nie wszystkie pracujące tam osoby o tym pamiętały...

by wariatuncia

* * * * *


Niedaleko "mojego" blokowiska znajduje się posterunek Straży Miejskiej. Jakieś 10 minut drogi pieszo. Niestety nie idzie to w parze z szybkością podejmowania interwencji o czym często się przekonuję. Mam wątpliwą przyjemność zamieszkiwać miejsce, w którym non stop się coś dzieje. W okresie wakacyjnym to już w ogóle urwanie d*py.

Na zegarze prawie północ, a pod oknem stoi imprezowy Golf III. Załoga napruta jak szpaki, hiphopolo gra na całego. Nie idzie wytrzymać. Prosimy Straż Miejską o pomoc w uspokojeniu imprezy. Zgłaszając problem zaznaczamy, że impreza kręci się wokół auta, a wydaje się że w towarzystwie nie ma nikogo trzeźwego. Przyjęli. Impreza trwała jeszcze z godzinę, może dwie. I nie zakończyła się po interwencji Straży. Ekipa wpakowała się do auta i pojechali sobie gdzieś hen daleko. Jakoś między 3 a 4 rano budzi nas telefon. Pan ze Straży pyta gdzie ta impreza, bo było zgłaszane, a patrol JUŻ jest i nic się nie dzieje.

Dziękujemy za błyskawiczną reakcję, dobranoc.

by ostr

<<< W poprzednim odcinku

3

Oglądany: 53203x | Komentarzy: 24 | Okejek: 182 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało