Dziś o odchamianiu dziecka podczas zagranicznych wycieczek, o wkładaniu nowego RAM, beta-karotenie i wyjaśnieniu policjantów.
KORNIK POBIERA NAUKIPomna nauk matki o tym, że dziecko należy odchamiać od maleńkości, wywieźliśmy Kornika do jednej ze stolic europejskich. Niech dziecko chłonie inne kultury. Pod głównym punktem wycieczki jakim był Luwr, do Kornika siedzącej obok mnie tanecznym krokiem sunie miejscowy sprzedawca pamiątek. Patrzymy co będzie. Autochton rodem z Konga wyszczerzył ząbki w uśmiechu z cyklu "jeden uśmiech-jedno ojro", Kornik, posiadająca skąpstwo po ojcu, uśmiechnęła się również, za to mniej rozwlekle. Mecenas kultury i sztuki, handlujący breloczkami w kształcie Napoleona na koniu, roztoczył swój czar. Usłyszawszy język polski zagaił do Kornika:
- Kupi, mama kupi? - Tu dziubnął paluchem powietrze w moim kierunku.
- Nie kupi. - Orzekło dziecko zgodnie z prawdą, poprawiając kapelusz.
- Kupi, kupi, sieść ojro.
- Nie kupi. - Uparło się młode.
Promienie świetliste otaczające miłego, czarnoskórego młodzieńca powoli gasły. Kornik się niecierpliwiła. Gość się zamyślił, szukając sposobu upchnięcia symbolu narodowego w breloczku. Kornik ziewnęła i pyta:
- Mamooo! Jak jest po angielsku "za darmo"? Może zrozumie ten pan, że nie chce!
W młodzieńca jakby piorun strzelił.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą